Alicja i
Marcelina patrzyły się w oddalający się samochód. Zostały z ciotką same na
miesiąc.
Rozdział 3
Co się stało
pięćdziesiąt lat temu.
Po zniknięciu
samochodu z horyzontu Marcelina nadal stała osłupiała.,
- Chodź już –
powiedziała zniecierpliwiona Alicja
Marcelina ani
drgnęła.
- Nie pośpieszaj
jej, jak chce to niech jeszcze chwilę postoi. Musi się oswoić z nowym
środowiskiem. - odezwała się ciotka
Nie upłynęła
minuta a Marcelina znów zrobiła się gadatliwa.
- Ciociu, a w
jakim pokoju będę mieszkać – pytała się
- Och na śmierć
bym zapomniała. Przecież muszę pokazać wam wasz pokój.
Powiedziawszy to
Matylda zaprowadziła dziewczyny na piętro.
- Oto wasz pokój
– rzekła ciotka wskazując na pięknie zdobione drzwi.
Alicja podeszła i
bardzo delikatnie zaczęła je uchylać. To ona najbardziej martwiła się o warunki
w jakich będzie mieszka. Po otwarciu drzwi ich oczom ukazał się mały pokoik. Po dwóch stronach
znajdowały się łóżka. Każde z nich przykryte było grubym wełnianym kocem.
Naprzeciw jednego z nich wisiał piękny obraz
przedstawiający łódki w porcie. Przed każdym łóżkiem była skrzynia na
rzeczy dziewczynek. Ściany były
pomalowane na biało. W centralnym punkcie pokoju znajdowało się kwadratowe okno
z widokiem na pola i miasto w oddali.
- Więc oto wasz
pokój . Macie teraz godzinę by się
rozpakować. Potem zejdźcie na kolację. -
odparła ciotka i zeszła na dół.
- To jest moje
łóżko – krzyknęła Marcelina rzucając się na łóżko po prawej stronie.
- Spokojnie nie
musisz się tak rzucać.
- Mówisz tak bo
sama je chciałaś.
- Dlaczego niby chciałabym akurat to po prawej
stronie z nie po lewej
- Bo to po prawej
jest ładniejsze.
- Marcelina
przestań już się wydurniać. Nie obchodzi mnie jakie łóżko jest ładniejsze.
- Po prostu
zazdrościsz mi
- Nie mów już nic
tylko się rozpakuj.
- Dobrze już
dobrze- zakończyła rozmowę Marcela i
zaczęła wpychać swoje rzeczy do skrzyni.
Po rozpakowaniu
Marcelina postanowiła zejść do kuchni do Matyldy.
- Idziesz ze mną
do ciotki na dół ?
- Nie idę. A tak
między nami to nie spoufalaj się z nią jakoś bardzo
- Dlaczego
- Zobacz. Nagle
zadzwoniła do naszych rodziców po raz pierwszy w życiu i zaprosiła nas do
siebie. Nie wydaję ci się to dziwne ?
- Trochę...
- Myślę, że nie
zaprosiła nas tutaj bezinteresownie.
- Ala przestań !
Ciotka nie jest zła !
- Nie mówię, że
jest zła. Daje ci tylko dobrą radę.
Marcelina wyszła
nie odpowiadając. Robiła tak zawsze kiedy czuła, że przegrywa. Alicja natomiast
została w pokoju i słuchała muzyki. Przed wyjazdem dziewczyna zaopatrzyła się w
czasopisma młodzieżowe i ściągnęła na swój telefon najnowsze piosenki.
Przeczuwała też, że w miejscu gdzie ciotka mieszka może nie być internetu i
zasięgu. Niestety się nie myliła. Dlatego po 20 minutach słuchania muzyki
postanowiła zejść do kuchni. Jej kroki od razu usłyszały Matylda i Marcela.
- Chodź Alu
przygotowałam razem z twoją przyjaciółką kolacje.
- To nie jest
moja przyjaciółka – mruknęła Alicja. Na szczęście zrobiła to na tyle cicho, że
nikt inny nie usłyszał.
Po zjedzeniu
kolacji Marcelina poszła na górę. W kuchni została ciotka z drugą dziewczynką.
Po chwili wahania Matylda podeszła do Ali.
- Musimy
porozmawiać.
- O czym?
- O tym co
powiedziałaś przy kolacji.
- Chodzi o to, że
Marcelina nie jest moją przyjaciółką.
- Tak
dokładnie Dlaczego tak powiedziałaś ?
- Dlaczego
miałabym tak nie powiedzieć ?
- Bo myślałam, że
jesteście przyjaciółkami.
- Nie nigdy się
nie przyjaźniłyśmy i nie będziemy tego robić. Jesetśmy tylko kuzynkami. Nic
więcej.
- Ale Marcela
mówiła co innego.
- Tak … Ona
myśli, że ja ją lubię. Ale tak naprawdę nie wie jak bardzo mnie denerwuje. Cały
czas zaczepia mnie w szkole i do mnie wydzwania.… a najgorsze są te wspólne
wyjazdy. W każde wakacje musiałam spędzać z nią bite 2 tygodnie. Marcelina nie
rozumie, że ja też mam swoje własne sprawy.
W tym roku miałam nadzieję, że zostanę w wakacje w domu i nie będę musiała
z nią spędzać czasu.. ale cóż jestem
tutaj.
- Rozumiem cię.
Marcelina jest dość specyficznym dzieckiem. Jeżeli nie chcesz spędzać z nią
czasu to powiedz mi. Tylko proszę bądź
dla niej miła. Zrozum, że to dla niej też jest nowa sytuacja. Z dnia na dzień
znalazła się w nieznanym miejscu a jedyną osobą, którą zna jesteś ty.
- Dobrze postaram
się być dla niej milsza.
- Pamiętaj, że
gdyby coś się działo możesz do mnie przyjść.
Po skończonej
rozmowie Ala udała się do swojego pokoju zastała tam Marcelinę, którą coś
trapiło.
- Co się stało? -
spytała się Alicja.
- Ja chcę do
rodziców – chlipnęła dziewczynka
- Jutro do nich
zadzwonisz.
- Ale ja chce
teraz zadzwonić.
- Nie możesz
teraz.
- Dlaczego?
- Naprawdę nie
wiesz?
- Nie wiem.
- Posłuchaj po
pierwsze na tym pustkowiu nie ma zasięgu. Trzeba by było iść na pieszo do
Giżycka oddalonego o 6 km. Po drugie twoi rodzice nie mają teraz czasu
rozmawiać. Na pewno mają inne rzeczy do roboty. Szczególnie, że jest już późno
i ty powinnaś już spać.
- Dobrze
zadzwonię do nich jutro a teraz pójdę spać.
Obie dziewczynki
zasnęły bardzo szybko. Następnego dnia obudziła je ciotka około godziny 9:00.
- Dziewczynki
wstawajcie! Przygotowałam śniadanie dla was.
- Dobrze ciociu –
mruknęła Alicja przeciągając się – Marcelina wstawaj – dodała
- Skoro jej nie
obudziłam to znaczy, że musiała być bardzo zmęczona. Niech sobie jeszcze pośpi.
- Dobrze. To ja
się przebiorę i zejdę na dół.
- Czekam na
ciebie na dole
Alicja powoli
wstała z łóżka i wyjrzała za okno. Był piękny letni dzień. Na niebie świeciło
słońce.
Dziewczyna
patrzyła na rozciągające się dookoła domku złociste pola i lasy. W okolicy było
widać również kilkanaście gospodarstw i małą rzeczkę. Spostrzegła też, że z tyłu chaty w ogrodzie,
o który ciotka bardzo dba rósł wielki dąb. Od razu pomyślała o Marceli, która
bardzo lubiła wspinać się na drzewa.
„ Będę musiała
jej potem pokazać to drzewo na pewno się ucieszy” - pomyślała
Z zamyślenia
wyrwał Alicję zapach świeżo robionej jajecznicy, dlatego też czym prędzej
ubrała się w miętową zwiewną sukienkę i zeszła na śniadanie. Gdy zobaczyła co
Matylda przygotowała do jedzenia, była w szoku. Na stole znajdowały się m in.
jajecznica, masło własnoręcznie robione przez ciotkę, mleko, ciepły bochen
chleba. Alicja usiadła przy stole i zaczęła jeść.
- Ciociu to
jedzenie jest pyszne. U nas w mieście nie można dostać takich naturalnych
produktów.
- Nic dziwnego,
że ci smakuje. Zawsze raz na 2 dni chodzę do pobliskich rodzin. To u nich
kupuje podstawowe produkty tj. jaja, mięso, grzyby, mleko, mąkę, przyprawy
owoce i warzywa. Potem sama je przerabiam.
- A w zimę skąd
bierzesz owoce i warzywa?
- Raz na jakiś
czas robię sobie dłuższy spacer do Giżycka. Tam też zaopatruje się w owoce,
warzywa i inne produkty.
Po śniadaniu Ali
jeszcze bardziej poprawił się humor i zaczęła przechadzać się po domu. W
sypialni Matyldy natrafiła na ścianę ze zdjęciami przodków. Zaciekawiona od
razu poszła do ciotki Matyldy prosząc by ta opowiedziała jej kto kim był .
- Urodziłam
się...
W tym właśnie
momencie Marcelina zaszła na dół.
- Co robicie –
spytała
- Właśnie
opowiadałam Alicji o moich przodkach.
- Mogę też
posłuchać?
- Jasne
powiedziała ciotka i zaczęła. - Urodziłam się w Warszawie 1936 roku w , czyli 3
lata przed 2 wojną światową. Moja siostra a wasza babcia miała wtedy 3 lata.
Gdy zaczęła się wojna razem z moją mamą, tatą i siostrą musiałyśmy uciekać z
rodzinnego miasta. Zostawiliśmy tam praktycznie wszystko. Tułaliśmy się po
Polsce przez całą wojnę. Co jakiś czas ktoś litował się nad nami i nawał nam
coś do jedzenia, czy pozwalał u siebie przenocować. Jednak zazwyczaj chodziliśmy od wioski do
wioski, od miasta do miasta. Po 1945
latach gdy skończyła się wojna. Rozpoczęliśmy nowe życie. Dotarliśmy do
Spytkowa właśnie do tego domku. Wtedy był on jeszcze nowy, gdyż
najprawdopodobniej wybudowali go Niemcy. Mój tata zatrudnił się w Giżycku jako
szewc. Moja mama opiekowała się gospodarstwem oraz dorabiała jako pielęgniarka
w pobliskim szpitalu. W 1961 roku moi rodzice wyjechali do Wrocławia. Zostałam
sama razem z waszą babcią. Musiałyśmy się więc usamodzielnić. Założyłam w
Giżycku sklep z artykułami spożywczymi. Cieszył się on szczególną popularnością
w latach 80, kiedy jedzenie było sprzedawane na kartki. Wyobrażacie sobie, że
codziennie musiałam chodzić 6 km do miasta. Wasza babcia natomiast postanowiła
rozpocząć życie na własną rękę. Wyjechała na Śląsk. Tam znalazła sobie męża i
urodziła dwóch synów czyli waszych ojców w późnych latach 60-tych.
- A co się stało
ciociu z twoimi rodzicami? - spytała Marcelina
Niestety, we
Wrocławiu w 1963 wybuchła ostatnia już Polsce epidemia ospy prawdziwej. Los
chciał by moi rodzice znaleźli się pośród tych 7 osób, które nie przeżyły
choroby.
- A ty ciociu nigdy
nie miałaś męża? - dopytała się Marcela
- Nie… -odparła ciotka
- A dlaczego
nasza babcia nie opowiadała nam o tobie? – spytała ponownie dziewczynka
Alicja
szturchnęła Marcelinę. Ciotka ciężko westchnęła.
- Dziewczynki
może skończmy już tą rozmowę. Muszę dzisiaj iść do Giżycka na kilka godzin
pozałatwiać trochę spraw. Nie macie niż przeciwko zostaniu w domu.
- Nie martw się o
nas ciociu, ja z Marceliną zostaniemy w domu.
- To świetnie –
odpowiedziała Matylda, zakładając swoje skórzane buty. - Jak byście zgłodniały
to w kuchni jest jeszcze reszta chleba i zupa grzybowa.
Po chwili drzwi
domu zatrzasnęły się.
Rozdział 4.
Nudzi
mi się.
Dziewczynki zostały same. Nie wiedziały kiedy
ciotka wróci, nie miały też z nią żadnego połączenia telefonicznego. Przez
chwilę obie patrzyły na drzwi.
- Dlaczego ciotka
poszła? Chciałam, żeby została z nami – powiedziała smutnym głosem Marcelina.
- Ale ty biedna
jesteś… Nic nie rozumiesz.
- A co mam
rozumieć?
- Ciotka wyszła
bo była zażenowana twoim pytaniem.
- Jakim pytaniem.
- Tym dlaczego
babcia nigdy o niej nie opowiadała.
- Ja tylko byłam
ciekawa… Chciałam się tylko zapytać.
W tym momencie
Alicja straciła cierpliwość.
- Marcelina !
Wyobraź sobie, że ja też wiele rzeczy chciałam… Chciałam na przykład zostać w
domu i nie musieć spędzać z tobą kolejnych wakacji. A gdzie jestem… No siedzę
właśnie na jakimś pustkowiu i moim jedynym zajęciem jest oczywiście pilnowanie
ciebie. Dlatego w tym momencie wychodzę z tego domu i idę do Giżycka .
- A mogę iść z
tobą? Też chcę zadzwonić do rodziców.
- Nie idę tam żeby zadzwonić do rodziców tylko aby
połączyć się z internetem i kupić coś do
jedzenia.
- Ale przecież i
tak możemy iść razem.
- Nie nie możesz
iść ze mną! Po raz drugi powtarzam ci, że mam ciebie dość.
- Skąd nagle taka
zmiana przecież wcześniej mnie bardzo lubiłaś?
- Zrozum nigdy
cię nie lubiłam. Wracałam z tobą ze szkoły, bo moi rodzice mi kazali. Nigdy nie
kończyłam lekcji w tym samym czasie co ty. Zazwyczaj na ciebie czekałam lub
chodziłam na kółka zainteresowań. Jakoś z tobą
wytrzymywałam, ale dzisiaj miarka się przebrała. Dlatego teraz wychodzę.
- A czy ja mogę
też iść.
- Mówię po raz
któryś, że idę sama.
- Ale ja też chcę
gdzieś sama iść.
- Nie ma mowy.
Zostajesz w domu. Jeszcze tego brakuje żebyś się zgubiła.
Powiedziawszy to
Alicja zabrała swoją torebkę i wyszła zatrzaskując drzwi. Marcelina została
sama. Czuła się strasznie. Dopiero teraz dowiedziała się co kuzynka, którą
dotychczas uznawała za przyjaciółkę, naprawdę o niej sądzi. W dodatku nie
wiedziała kiedy, i czy w ogóle ona
wróci.
Alicja tymczasem
szybkim krokiem przemierzała pole. Na dworze było bardzo gorąco dlatego też po
kilku minutach marszu dziewczyna zmęczyła się. Jednak nie myślała teraz o
upale. Nie myślała też o tym co powiedziała Marcelinie. Była zła na rodziców,
którzy kazali jej tutaj przyjechać, na ciotkę za to, że ją zaprosiła, na
Marcelinę i ogólnie na wszystko. Do Giżycka dotarła po 30 minutach szybkiego
marszu. Pierwsze co zrobiła to poszła do małego baru trochę ochłonąć i napić
się wody. Następnie zadzwoniła do znajomych i zrobiła zakupy. Po 4 godzinach
nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie chciała wracać do ciotki i Marceliny, ale
też zdawała sobie sprawę, że gdy zatrzyma się na noc w Giżycku, kobieta zacznie
się o nią martwić. Najchętniej Alicja wróciłaby do domu. Do swoich przyjaciół,
do przytulnego pokoju i Sosnowca, który wydał jej się teraz najlepszym miastem
w Polsce. Po prawie 20 minutowych rozważaniach postanowiła wrócić do ciotki.
Szła o wiele wolniej niż przedtem.
Pewnie dlatego, że dziewczyna była bardzo zmęczona. Nagle zobaczyła że
przez pole szybkim krokiem jakaś przygarbiona staruszka. Zaraz zaraz… to
przecież była Matylda. Dziewczyna
pomyślała, iż kobieta biegnie ją szukać. Dlatego od razu zawołała.
- Ciociu gdzie
biegniesz !
Kobieta
zatrzymała i zdyszana podeszła do dziewczyny.
- Kochana gdzie
ty byłaś cały dzień ?
- Poszłam do
miasta. Musiałam się trochę odstresować.
- Aha… A co się
stało z Marceliną ?
- No… yyy..
Została sama w domu. Nie chcesz chyba powiedzieć, że uciekła.
- Nie na pewno
tego nie zrobiła. Nie miałaby jak.
- Dlaczego? Czy
coś się stało?
- Widzisz... ty
idąc się „odstresować”. Dołożyłaś więcej stresu mnie i nie tylko.
- Niech ciocia
mówi wprost. Czy coś się stało Marcelinie?
- Marcelina
najprawdopodobniej złamała nogę. Idę wezwać lekarza. Biegłabym gdybym mogła.
Alicję wmurowało.
Przez chwilę jeszcze nie dotarło do niej co się stało. Po kilku sekundach udało
jej się wydusić.
- Niech ciocia
wraca do domu ja wezwę lekarza.
- Nie nie. Ty idź
do Marceliny. Dopytywała się o ciebie. Chciała wiedzieć czy nic ci nie jest.
Dziewczyna
poczuła wielką gulę w gardle. Ostatnie co powiedziała to:
- Ok
I pobiegła do
kuzynki. Podczas biegu zaczęła sobie uświadamiać, że to przez nią zdarzył się
ten wypadek. Do oczu napłynęły jej łzy. I pomimo tego, że Alicja traktowała
ludzi z dystansem to w głębi duszy była bardzo wrażliwą osobą. Przed oczami
pojawiały się jej obrazy zakrwawionej Marceliny. Zaczęła wyobrażać sobie
najczarniejsze scenariusze wypadku. Do chaty dotarła po koło 7 minutach
szybkiego biegu. Stanęła przed drzwiami, otarła łzy. Wstydziła się pokazać
kuzynkę. Po tym jak ją potraktowała. Nie
wiedziała w jakim stanie zastanie dziewczynkę. Bardzo się bała otworzyć drzwi.
Po krótkiej walce z samym sobą Alicja weszła do domu i zaczęła nawoływać.
- Marcelina
Marcelina gdzie jesteś!
- Tu jestem.
Alicja szybko
znalazła dziewczynę. Była ona w ogródku i leżała pod drzewem. Nie wyglądało to
tak strasznie jak Ala się spodziewała.
- Co się stało ?
- spytała biegnąc do leżącej Marceliny
- Spadłam z
drzewa.
- Po co weszłaś
na drzewo.
- Chciałam
zobaczyć czy już nie idziesz.
Alicja poczuła
się strasznie. Dlatego też szybko zmieniła temat.
- Bardzo cie
boli?
- Trochę… Ale się
już przyzwyczaiłam. Leżę tutaj od pół godziny. Wiesz martwiłam się o ciebie.
- O mnie ? -
powiedziała dziewczyna ze zdziwieniem – Przecież to ty miałaś wypadek.
- Tak… wiem, ale
myślałam, że już nie wrócisz.
- Jak mogłaś tak
myśleć. Nigdy bym cię nie zostawiła.
- Teraz już wiem,
że byś mi tego nie zrobiła – powiedziała smutnym głosem
Nagle przyjechała
karetka z dwoma ratownikami. Matylda zaprowadziła ich do Marceliny. Oni
przełożyli ją na nosze i zabrali do karetki.
- Pani jedzie z
nami – powiedzieli do ciotki
- Ty zostaniesz w
domu i sobie wszystko przemyślisz – rzekła kobieta patrząc surowo na
przestraszoną Alicję.
Dziewczyna
odeszła do domu ze spuszczoną głową. Patrzyła jak karetka powoli znika z
horyzontu. Przypomniała jej się chwila kiedy to razem z kuzynką obserwowały
oddalający się samochód rodziców. Teraz
Ala miała trochę czasu by ochłonąć. Usiadła na starym fotelu i wyjęła z
torebki z zakupami picie i słodka bułkę. Dopiero teraz poczuła jak bardzo jest
głodna i zmęczona. Po zjedzeniu, wyczerpana i smutna dziewczyna zasnęła.
Obudził ją dźwięk otwieranych drzwi. Do domu weszła ciotka.
- Która godzina-
zapytała sennym głosem.
- 24:00
- Co z Marceliną.
Czy faktycznie ma złamaną nogę ?
- Nie, nie jest
tak źle. Kość jest tylko pęknięta. Najprawdopodobniej już jutro wyjdzie ze
szpitala… Ale pomimo tego chciałabym z tobą porozmawiać.
Alicja powoli
wyprostowała się na fotelu. Wiedziała, że za chwilę będzie musiała przyznać się
do swojego błędu. Zdawała sobie sprawę z tego, że postąpiła nieodpowiedzialnie
i miała z tego powodu wyrzuty sumienia. Jednak rzeczą, która sprawiała jej
największą trudność było przyznanie się do błędu przed kimś innym. Dlatego też
zacisnęła zęby i zaczęła słuchać ciotki.
- Mam nadzieję,
iż rozumiesz co zrobiłaś.
- Tak ciociu
wiem, że postąpiłam nieodpowiedzialnie.
- To dobrze… ale
muszę cię przeprosić.
Dziewczynę
wmurowało.
- Dlaczego ciociu
chcesz mnie przepraszać. Przecież to była w stu procentach moja wina. -
zapytała z niedowierzaniem.
- Wcale nie. To
był również mój błąd. Nie powinnam zostawiać was samych, nawet nie mówiąc
dokładnie, o której wrócę.
Alicja nic nie
opowiadała. W zasadzie nie wiedziała co powiedzieć w takiej sytuacji. Udało jej
się tylko wydusić.
- To może ja już pójdę na górę.
- Zaczekaj.
Naprawdę chcę z tobą porozmawiać. Podczas pobytu w tym szpitalu dużo myślałam o
tym dlaczego tak zrobiłaś. Fakt może nie znam cię dobrze, ale z tego co przed
twoim przyjazdem opowiadali mi twoi rodzice, jesteś bardzo odpowiedzialna i
cierpliwa. Dlatego powiedz mi proszę dlaczego tak się zachowałaś.
- Ciociu… ja po
prostu nie wytrzymałam. Cały rok byłam zmuszana do przebywania z Marceliną.
Jakoś ją znosiłam. Pod koniec roku
miałam nadzieję, że faktycznie nigdzie nie pojedziemy i że będę mogła normalnie
spotykać się ze znajomymi z klasy i od niej odpocząć, ale gdy ciocia zadzwoniła
wszystko nieoczekiwanie się zmieniło.
Znowu miałam jechać na wakacje z Marceliną. Lecz w tym roku dodatkowo
moim obowiązkiem jest opieka nad nią. Rodzice po prostu biorą mnie za jej
opiekunkę. Dzisiaj Marcelina strasznie mnie zdenerwowała. Ona faktycznie myśli,
że jest moją najlepszą przyjaciółką i że wokół niej kręci się całe moje życie.
Pomimo tego wiem, że powinnam zostać z Marceliną.
- Owszem zrobiłaś źle, ale cie rozumiem. I również
uważam, że nie powinnaś tego wyjazdu poświęcać tylko Marcelinie. Dlatego też postaram
zająć się Marceliną.
- Dziękuję ciociu
- Nie musisz mi
dziękować. Od początku powinnam to robić
- podsumowała Matylda i udała się do swojego pokoju.
Alicja również
poszła do swojego pokoju. Jednak nadal miała wyrzuty sumienia z powodu wypadku.
Wiedziała, że Marcelina po powrocie do Spytkowa nie będzie mogła chodzić. Z
tego właśnie powodu dziewczyna postanowiła, że znajdzie jej jakieś zajęcia.
Alicja od razu chciała zacząć, ale po chwili uświadomiła sobie która jest
godzina a było już po pierwszej. Dlatego też jak najszybciej położyła się spać,
by jutro móc poszukać jakiś ciekawych zajęć. Zasnęła dość szybko. Obudziła ja o
7:00 ciotka.
- Aluniu… Chcę ci tylko powiedzieć, że idę do Marceliny.
- Dobrze –
powiedziała zaspana dziewczyna
- Śpij dalej jeśli
chcesz – powiedziała ciotka i poszła
Jednak Alicja nie
zamierzała spać. Od razu po wyjściu Matyldy z domu wstała, zrobiła sobie
śniadanie i wyszykowała się na nadchodzący dzień. Chciała również wymyślić
jakieś ciekawe zajęcia dla Marceli. Niestety doszła do wniosku, że ani w chatce
ani poza nią nie ma nic do robienia. Postanowiła więc dać sobie z tym spokój.
Około godziny 13:00 pod dom przyjechała karetka. Po chwili z pojazdu wyszła o
kuli Marcelina za nią wyłoniła się
ciotka. Dziewczyna wolnym krokiem poszła do chatki. Ratownicy medyczni jeszcze
przez kilka minut rozmawiali z Matyldą o zaleceniach dotyczących Marceli i jej
nogi. Potem odjechali. Alicja postanowiła zagadać do dziewczyny by trochę
poprawić jej humor.
- Hej jak było w
szpitalu?
- Nie byłoby tak
źle gdyby nie fakt, iż nie mogę przez kolejne 3 tygodnie dużo chodzić.
- Wiem jak to
jest. Ja kiedyś jak byłam mała złamałam nogę. Chodziłam o kulach przez 2
miesiące.
Nagle rozmowę
przerwała im ciotka.
- Marcysiu mam do
ciebie pytanie czy pościelić czy łóżko w twoim pokoju czy może wolisz spać i
leżeć tutaj?
- Chce być na
górze – odpowiedziała
Niestety nie
okazało się to dobrym pomysłem. Przez następne 5 minut Ala razem z ciotką
pomagały a raczej wnosiły Marcelinę na górę. Gdy wreszcie dziewczyna dotarła do
swojego pokoju była równie zmęczona jak
jej kuzynka i Matylda. Dlatego też Alicja od razu zaproponowała, że przyniesie
coś chłodnego do picia. I tak też zrobiła. Po chwili weszła do pokoju z zimna
lemoniadą.
- Proszę
przyniosłam ci coś do picia
Po wypiciu 2
szklanek lemoniady i krótkiej rozmowie między dziewczynkami zapadła niezręczna
cisza. W pewnej chwili Marcelina lekko szturchnęła kuzynkę i powiedziała coś
czego Alicja obawiała się najbardziej:
- Ala… nudzi mi
się. Tutaj nie ma co robić..
I znów zapanowała
cisza.